Kentuki - Samanta Schweblin - ebook + książka (2023)

Kentukis© Samanta Schweblin, 2018

Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia DragaCopyright © 2020 for the Polish translation by Tomasz Pindel(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)

Projekt graficzny okładki: Anastaisha Waninien

Adaptacja okładki: Agata Pabian

Redakcja: Bożena Sęk

Korekta: Marta Chmarzyńska, Iwona Wyrwisz, Aleksandra Pietrzyńska

Obra editada en el marco del Programa “Sur” de Apoyo alas Traducciones del Ministerio de Relaciones Exteriores y Culto de la República Argentina.Książka wydana wramach Programu Wspierania Tłumaczeń „Sur”, realizowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych iWyznań Republiki Argentyńskiej.

ISBN: 978-83-66460-85-0

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji wjakiejkolwiek postaci jest zabronione iwiąże się zsankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców iwydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej winternecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści ikoniecznie zaznacz, czyje to dzieło. Akopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność iprawo!Polska Izba Książki

Więcej oprawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. zo.o.ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowicetel. 327826477, fax 322537728e-mail:info@soniadraga.plwww.soniadraga.plwww.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2020

Konwersja:eLitera s.c.

Przed włączeniem urządzenia należy się upewnić, czy wszyscy ludzie znajdują się wodpowiedniej odległości od niebezpiecznych części.

Instrukcja obsługi koparko-ładowarki JCB, 2016

Czy powie nam pan oinnych światach wśród gwiazd... oinnych ludziach, oinnym życiu?

Lewa ręka ciemności, URSULA K.LE GUIN(przeł. L.Jęczmyk)

Najpierw pokazały piersi. Usiadły we trzy na krawędzi łóżka przed kamerą, zdjęły koszulki, apotem jedna po drugiej rozpinały biustonosze. Robin wzasadzie nie miała czego pokazywać, ale też to zrobiła, bardziej zwracając uwagę na spojrzenia Katii iAmy, niż przejmując się samą zabawą. Jeśli chcesz przetrwać wSouth Bend, powiedziały jej kiedyś, lepiej zaprzyjaźnij się znajsilniejszymi.

Kamera zamontowana była woczach maskotki, która czasami obracała się na trzech kółkach ukrytych pod spodem, podjeżdżała do przodu icofała się. Ktoś nią sterował, nie wiedziały kto ani gdzie jest. Kojarzyła się zmisiem pandą, prostym izwyczajnym, choć jakby się zastanowić, bardziej przypominała piłkę do rugby ościętym spodzie, dzięki czemu mogła stać. Kimkolwiek był ten ktoś po drugiej stronie kamery, ciągle starał się za nimi podążać iniczego nie przegapić, więc Amy podniosła zabawkę ipostawiła na krześle, żeby jej piersi znalazły się wpolu widzenia. Maskotka należała do Robin, ale wszystko, co było własnością Robin, należało także do Katii iAmy: taki pakt krwi zawarły wpiątek ibędzie je obowiązywał aż do śmierci. Teraz każda miała wykonać swój numer, toteż zpowrotem się ubrały.

Amy odstawiła zabawkę na podłogę, wzięła wiadro, które sama przyniosła zkuchni, iprzykryła nim całkowicie pluszaka. Wiadro zaczęło nerwowo ina ślepo miotać się po pokoju. Zderzało się zzeszytami, butami iporozrzucanymi ciuchami, co doprowadzało zabawkę do coraz większej furii. Kiedy Amy zaczęła symulować przyśpieszony oddech iwydawać jęki jakby rozkoszy, wiadro stanęło wmiejscu. Katia postanowiła się przyłączyć irazem odegrały długi głęboki orgazm.

–To ci się nie zalicza jako twój numer– uprzedziła Amy Katię, kiedy przestały się śmiać.

–Pewnie, że nie– odpowiedziała Katia iwybiegła migiem zpokoju.– Szykujcie się!– krzyknęła, oddalając się korytarzem.

Robin wtrakcie tych zabaw nie czuła się zbyt komfortowo, choć podziwiała swobodę zachowania Katii iAmy, to, jak rozmawiały zchłopakami, jak im się udawało zawsze utrzymywać przyjemny zapach włosów iidealnie wymalowane paznokcie przez cały dzień. Kiedy zabawy przekraczały pewne granice, Robin zastanawiała się, czy one jej czasem nie wystawiają na próbę. Jako ostatnia przyłączyła się do– jak to one nazywają– „klanu” ibardzo się starała nie odstawać.

Katia wróciła do pokoju zplecakiem. Usiadła przed wiadrem izdjęła je zpluszaka.

–Teraz uważaj– powiedziała, patrząc woczka zabawki, która wodziła za nią wzrokiem.

Robin ciekawiło, czy tamten je rozumie. Zabawka sprawiała wrażenie, że doskonale je słyszy, aprzecież mówiły po angielsku, wszyscy na świecie znają ten język. Być może mówienie po angielsku to jedyna korzyść zprzyjścia na świat wmieście tak nudnym jak South Bend, ale przecież zawsze można trafić na cudzoziemca, który nie umie nawet zapytać ogodzinę.

Katia otworzyła plecak iwyjęła album ze zdjęciami zzajęć zgimnastyki. Amy zaklaskała izawołała:

–Przyniosłaś tę dziwkę? Pokażesz ją?

Katia przytaknęła. Niecierpliwie przerzucała kartki, koniuszek języka wysunęła spomiędzy warg. Znalazła, otwarła szeroko album ipodsunęła go zabawce przed oczy. Robin wychyliła się, żeby popatrzeć. To była Susan, ta dziwna dziewczyna zlekcji biologii, którą klan prześladował dla zabawy.

–Mówią na nią „dupiasta”– powiedziała Katia. Kilka razy wydęła usta, jak zawsze, kiedy na potrzeby gangu miała zrobić coś wyjątkowo podłego.– Pokażę ci, jak można na niej szybko zarobić– przemówiła Katia do kamery.– Robin, kochanie, przytrzymasz album, kiedy będę panu wyjaśniać jego zadanie?

Robin podeszła ichwyciła album. Amy przyglądała się zzaciekawieniem, nie wiedziała, do czego zmierza Katia, która przez chwilę szukała czegoś wtelefonie, apotem podsunęła pod kamerę ekran. Na filmiku widać było, jak Susan ściąga rajstopy imajtki. Wyglądało to na nagranie zrobione zpoziomu podłogi wszkolnej toalecie, zza ubikacji; może ktoś ulokował kamerę między koszem na śmieci iścianą. Słychać było, jak dziewczyna puszcza bąki, na co cała trójka parsknęła śmiechem, apotem aż krzyknęły zradości, kiedy przed spuszczeniem wody Susan przyjrzała się swojej kupie wmuszli.

–Ta laska ma wcholerę kasy, kochany– powiedziała Katia.– Połowa dla ciebie, druga dla nas. Bo nasz klan nie może bardziej jej przyciskać, dyrekcja już ma na nas oko.

Robin nie wiedziała, oczym mówią, ale nie po raz pierwszy klan nie włączał jej do bardziej nielegalnych akcji. Numer Katii zaraz się skończy iprzyjdzie jej kolej, aona jeszcze niczego nie wymyśliła. Spociły się jej dłonie. Katia wyjęła zeszyt, ołówek izapisała kilka informacji.

–Tu masz imię inazwisko, telefon, mejla iadres pocztowy dupiastej– oświadczyła ipodsunęła kartkę zabawce przed oczy.

–Ajak ten dżentelmen odpali nam naszą działkę?– zapytała Katię Amy, puszczając oko do kamery, za którą miał się ukrywać ów domniemany mężczyzna. Katia się zawahała.– Nie mamy pojęcia, kto to, do cholery, jest– dodała Amy.– Dlatego mu pokazałyśmy cycki, nie?

Katia popatrzyła na Robin, jakby szukała pomocy. Wtakich właśnie chwilach Katia iAmy zwracały się do niej– kiedy sięgały wyżyn rozpasania izaczynały prowadzić ze sobą wojnę.

–Jak pan ma nam przekazać swojego mejla, co?– szydziła Amy.

–Mam pomysł– odezwała się Robin.

Spojrzały na nią zaskoczone.

To będzie jej numer, to ją wyciągnie zkłopotów. Miś panda też się obrócił, chciał widzieć, co się będzie działo. Robin odłożyła album, podeszła do szafy izaczęła przeszukiwać szuflady. Wróciła zplanszą ouija irozłożyła ją na podłodze.

–Chodź tu.

Pluszak podjechał do przodu. Trzy plastikowe kółeczka bez problemu poradziły sobie zkartonem ipo chwili znalazł się na planszy. Pokręcił się między literami alfabetu, jakby się rozglądał. Choć ze względu na swój rozmiar zajmował więcej niż jedną literę naraz, łatwo było zgadnąć, którą zaznacza, zasłaniając ją kółkami. Zabawka ustawiła się przed ciągiem liter iczekała. Najwyraźniej doskonale wiedziała, jak się używa planszy ouija. Robin zastanawiała się, co zrobi, kiedy dziewczyny sobie pójdą, aona będzie musiała zostać zpluszakiem sama po tym, jak pokazała mu piersi ipodsunęła pomysł, jak może się znią komunikować.

(Video) KENTUKIS // RESEÑA // ELdV

–Super– rzuciła Amy.

ARobin wyrwał się krzywy uśmieszek.

–Która znas twoim zdaniem ma najlepsze cycki?– zapytała Katia.

Zabawka zaczęła szybko krzątać się przy literkach.

BLONDYNA

Katia uśmiechnęła się zdumą, może dlatego, że jej zdaniem to była prawda.

Że też nie wpadłam wcześniej na ten numer zouija, myślała Robin. Miała zabawkę wpokoju od ponad tygodnia, jakoś tak. Mogła dzięki niej spokojnie porozmawiać, może to jest ktoś wyjątkowy, jakiś chłopak, wktórym mogłaby się zakochać, ateraz wszystko przepadło.

–Idziesz na układ wsprawie dupiastej?– zapytała Katia, pokazując jeszcze raz zdjęcie Susan.

Pluszak znów zaczął się kręcić, zaznaczając litery.

DZIWKI

Robin zmarszczyła brew, zabolało ją to, choć takie wyzwisko mogło dobrze świadczyć ozabawce: ona wiedziała, że to, co robią, jest złe. Katia iAmy wymieniły się spojrzeniami iuśmiechnęły się dumne, apotem pokazały misiowi język.

–Co za cham– stwierdziła Amy.– No to co ma pan nam jeszcze do powiedzenia?

–Czym jeszcze jesteśmy, nasze ty pluszowe dildo?– ponaglała Katia, posyłając zmysłowe całuski.– Czym chcesz, żebyśmy były?

KASA

Podążanie za zabawką wymagało skupienia.

WYMIZAPŁACICIE

Wymieniły między sobą spojrzenia.

CYCKINAGRANE4RAZYTORAZEM2400DOLAR

Amy iKatia patrzyły na siebie przez kilka sekund, apotem wybuchnęły śmiechem. Robin międliła wdłoni krawędź koszulki, miętosiła materiał ipozorowała uśmiech.

–Ajak zamierzasz zainkasować od nas forsę, co?– zapytała Amy, udając, że zaraz znów podniesie koszulkę.

JAKCYCKINIETOMEJLEMDOSUSAN

Katia iAmy po raz pierwszy spoważniały. Robin nie umiała się zdecydować, bo może jej pluszak wymierzał właśnie sprawiedliwość.

–Możesz sobie wysyłać, co chcesz– odparła Amy.– Mamy najlepsze cycki wmieście. Nie ma się czego wstydzić.

Robin wiedziała, że jej to nie dotyczy. Amy iKatia przybiły sobie piątkę. Wtedy pluszak zaczął uwijać się na planszy, pisał bez przerwy, literka po literce, cedząc słowa, zktórych czytaniem Robin ledwie nadążała.

MAMWIDEOZMATKĄROBINJAKSRAIBRATEMROBINJAKWALIKONIA

(Video) KENTUKIS - SAMANTA SCHWEBLIN

Trzeba było składać literę do litery, nie mogły przestać patrzeć na pluszaka.

TATAJAKMÓWIRÓŻNERZECZYDOSPRZĄTACZKI

Amy iKatia zafascynowane śledziły taniec na planszy, cierpliwie czekając na nowe upokorzenia.

ROBINGOŁAIROBINJAKOBGADUJEAMYPRZEZTELEFON

Amy iKatia znów wymieniły się spojrzeniami. Potem popatrzyły na Robin, już się nie uśmiechały.

ROBINUDAJĄCAŻEJESTAMYIKATIĄIJAKJECAŁUJE

Zabawka wciąż pisała, ale Amy iKatia przestały czytać. Wstały, zebrały swoje rzeczy iwyszły, trzaskając drzwiami.

Cała dygocząc, podczas gdy pluszak wciąż uwijał się na planszy, Robin zastanawiała się, jak do cholery wyłącza się to coś. Nie było żadnego przycisku, już wcześniej zwróciła na to uwagę, iteraz wprzypływie rozpaczy nie znalazła innego wyjścia: złapała urządzenie iczubkiem nożyczek próbowała podważyć obudowę. Zabawka kręciła kółkami, szamotała się, ale wszystko na nic. Robin nie znalazła żadnej szczeliny, więc odstawiła pandę na podłogę, aona błyskawicznie wróciła na planszę. Dziewczyna kopniakiem posłała ją na bok. Zabawka zapiszczała, aona krzyknęła, bo nie wiedziała, że to coś umie wydawać dźwięki. Chwyciła planszę, rzuciła nią wkąt pokoju. Zamknęła drzwi na klucz izaczęła gonić urządzenie zwiadrem wręku, jakby polowała na niezwykłego insekta. Udało jej się przykryć misia wiadrem, na którym usiadła. Przez chwilę tak trwała, podpierając się zboków, wstrzymując oddech, kiedy pluszak ponawiał uderzenia wplastik, istarając się pohamować płacz.

Kiedy matka zawołała na kolację, odpowiedziała, że nie za dobrze się czuje, więc położy się bez jedzenia. Przyłożyła wiadro ciężkim drewnianym kufrem, wktórym trzymała notatki ipodręczniki, itak unieruchomiła je na dobre. Ktoś jej powiedział, że jeśli nie da się rozbić tego urządzenia, to jedyną metodą, żeby je wyłączyć, jest poczekać, aż wyczerpie się bateria. Toteż wtuliła się wpoduszkę iusiadła na łóżku, czekając. Uwięziony pod wiadrem pluszak piszczał przez wiele godzin, dudniąc jak olbrzymi giez, aż wkońcu jakoś nad ranem zapadła całkowita cisza.

(Video) KENTUKIS: capítulo 1

Naekranie wyświetlił się komunikat. Żądał numeru seryjnego, więc Emilia westchnęła irozparła się wwiklinowym krześle. Tego typu wymagania zawsze wyprowadzały ją zrównowagi. Na szczęście nie było tu jej syna, jego milczenie podkreślałoby, jak dużo potrzebuje czasu, żeby poszukać okularów ikolejny raz sprawdzić instrukcje. Siedziała przy biurku, wyprostowała się, żeby ulżyć obolałym plecom. Zrobiła głęboki wdech, wypuściła powietrze, anastępnie, sprawdzając cyferkę po cyferce, wprowadziła kod zkarty. Wiedziała, że jej syn nie ma czasu na głupoty, mimo to wyobraziła sobie, że podgląda ją przez jakąś ukrytą kamerę wprzedpokoju inarzeka na jej nieporadność gdzieś wzaciszu swojego biura wHongkongu, tak jak by robił jej mąż, gdyby jeszcze żył. Sprzedawszy ostatni prezent, jaki przysłał jej syn, Emilia uregulowała zaległe płatności za mieszkanie. Nie znała się na zegarkach ani na markowych portfelach, ani na sportowym obuwiu, ale żyła dostatecznie długo, by wiedzieć, że wszystko, co zostało opakowane wwięcej niż dwie warstwy celofanu, dostarczone wwyściełanym pojemniku iza potwierdzeniem odbioru, warte było dostatecznie dużo, żeby uregulować jej emeryckie długi, atakże pokazywało, jak niewiele wiedzieć może syn omatce. Odebrali jej cudownego syna, ledwie skończył dziewiętnaście lat, skusili nieprzyzwoitymi pensjami iwywieźli gdzieś daleko. Nikt go jej już nie zwróci, aEmilia nie wiedziała jeszcze, kogo ma oto winić.

Ekran znów zamigotał: „Numer seryjny poprawny”. Jej komputer nie był zbyt nowy, ale wystarczał do tego, do czego go potrzebowała. Druga wiadomość brzmiała: „Połączenie kentukich nawiązane” inatychmiast otworzyło się jakieś nowe okienko. Emilia zmarszczyła brwi, po co komu te wszystkie komunikaty, skoro itak nie da się ich zrozumieć? Denerwowało ją to, takie rzeczy zawsze jakoś wiązały się zurządzeniami, które przysyłał jej syn. Po co tracić czas iłamać sobie głowę nad aparatami, których itak nie będzie używać? Ciągle zadawała sobie to pytanie. Sprawdziła godzinę. Była już prawie szósta. Syn zaraz zadzwoni, żeby zapytać, jak jej się podoba prezent, toteż jeszcze raz zebrała siły isię skupiła. Na ekranie wyświetlał się teraz panel kontrolny podobny do tego, jaki widziała na telefonie syna, kiedy grała wbitwę morską, zanim ci ludzie zHongkongu zabrali go do siebie. Nad kontrolkami migotał napis: „Budzenie”. Nacisnęła. Większą część ekranu wypełnił obraz zkamery, apanel zprzyciskami zmniejszył się iprzesunął na boki, upraszczając się do małych ikonek. Emilia patrzyła na jakąś kuchnię. Zastanawiała się, czy to może być mieszkanie jej syna, acz urządzone było nie wjego stylu, raczej nigdy by sobie tak nie zagracił lokum inie miałby takiego bałaganu. Na stole leżały gazety, ana nich stały puszki po piwie, filiżanki ibrudne talerze. Zotwartej kuchni widać było wgłębi mały salon wpodobnym stanie.

Rozległ się delikatny dźwięk, jakby śpiew, iEmilia zbliżyła się do ekranu, żeby sprawdzić co to. Miała stare ihałaśliwe głośniki. Dźwięk zabrzmiał ponownie iwtedy zrozumiała, że to kobiecy głos: ktoś do niej przemawiał wobcym języku, aona nie rozumiała nawet słowa. Emilia znała angielski– radziła sobie, jeśli mówiło się powoli– ale to zdecydowanie nie był ten język. Wtedy na ekranie ktoś się pojawił– dziewczyna ojasnych wilgotnych włosach. Dziewczyna znów się odezwała ina ekranie wyświetliło się pytanie, czy włączyć tłumacza. Emilia zaakceptowała, wybrała „Spanish” ikiedy dziewczyna odezwała się kolejny raz, na ekranie wyświetlił się napis:

–Słyszysz mnie? Widzisz?

Emilia się uśmiechnęła. Widziała na ekranie, że dziewczyna przysuwa się jeszcze bliżej. Miała błękitne oczy, wnosie kolczyk, który niezbyt do niej pasował, ana jej twarzy malowało się skupienie, jakby ona także nie była pewna, co się właściwie dzieje.

–Yes– odpowiedziała Emilia.

Na więcej się nie odważyła. To jak rozmowa przez Skype’a, pomyślała. Zastanawiała się, czy jej syn zna tę dziewczynę, imiała nadzieję, że to nie jest jego narzeczona, bo generalnie nie przepadała za takimi, co noszą zbyt śmiałe dekolty, ito nie były jakieś uprzedzenia, tylko sześćdziesiąt cztery lata doświadczenia.

–Cześć– odezwała się, lecz tylko po to, aby się upewnić, że tamta jej nie słyszy.

Dziewczyna otworzyła książeczkę zinstrukcją wielkości jej dłoni, podsunęła ją sobie pod nos izaczęła coś czytać. Może normalnie używała okularów, ale wstydziła się zakładać je przed kamerą. Emilia wciąż nie rozumiała, oco tu właściwie chodzi, acz musiała przyznać, że zaczynało ją to intrygować. Dziewczyna czytała ikiwała głową, co chwilę zerkając wkamerę znad instrukcji. Wkońcu najwyraźniej podjęła jakąś decyzję, odłożyła książeczkę iodezwała się wswoim niezrozumiałym języku. Tłumacz napisał na ekranie:

–Zamknij oczy.

Polecenie zaskoczyło Emilię, aż się wyprostowała na krześle. Zamknęła oczy iodliczyła do dziesięciu. Kiedy je znów otwarła, dziewczyna wciąż wpatrywała się wkamerę, jakby czekała na reakcję. Wtedy dostrzegła na ekranie nowe okienko, które usłużnie oferowało opcję: „Uśpić”. Czy ten program potrafi rozpoznawać komendy głosowe? Emilia nacisnęła okienko iekran zrobił się czarny. Usłyszała, że dziewczyna cieszy się iklaszcze, apotem znów się odzywa. Tłumacz napisał:

–Teraz otwórz! Otwórz oczy!

Na panelu wyświetliła się znowu opcja: „Budzenie”. Emilia wybrała ją iponownie pojawił się obraz. Dziewczyna uśmiechała się do kamery. Głupie to, pomyślała Emilia, choć musiała przyznać, że jakiś urok wtym jest. Było wtym coś emocjonującego, ale wciąż nie umiałaby powiedzieć co właściwie. Wybrała „Naprzód” ikamera przysunęła się kilka centymetrów do dziewczyny, która zaśmiała się wesoło. Widziała, jak dziewczyna przysuwa bardzo powoli palec wskazujący, aż niemal dotknęła ekranu, iznów usłyszała jej głos:

–Dotykam twojego nosa.

Napisy tłumacza były sporych rozmiarów iżółte, więc Emilia widziała je bardzo dobrze. Wybrała „Cofnij”, adziewczyna znów przysunęła palec, wyraźnie zaintrygowana. Ewidentnie dla niej też był to pierwszy raz ina pewno nie miała żadnych pretensji do Emilii ojej nieporadność. Wspólnie odkrywały nowe możliwości ito jej się podobało. Cofnęła się znów, kamera odjechała, adziewczyna zaklaskała.

–Poczekaj.

Emilia zaczekała. Dziewczyna oddaliła się, aona wybrała okienko „Lewo”. Kamera się obróciła iwtedy wyraźniej zobaczyła, jak małe jest to mieszkanko: kanapa idrzwi na korytarz. Dziewczyna znów zaczęła mówić, nie było jej wpolu widzenia, ale tłumacz transkrybował jej słowa na hiszpański:

–To jesteś ty.

Emilia wróciła do poprzedniej pozycji iwtedy znów pojawiła się dziewczyna. Na wysokości kamery trzymała pudełko szerokości może czterdziestu centymetrów. Było otwarte ina boku miało napis „Kentuki”. Chwilę zajęło, zanim Emilia zrozumiała, co ogląda. Przód pudełka pokrywał niemal wcałości przezroczysty celofan, więc było widać, że wśrodku jest puste, apo bokach umieszczono ujęcia zprzodu, boków ityłu różowo-czarnego pluszaka, różowo-czarnego królika, który wsumie bardziej przypominał arbuz niż zwierzę. Miał wyłupiaste oczy iparę długich uszu sterczących ugóry. Unasady podtrzymywała je spinka wkształcie kości, ale wyżej opadały bezwładnie na boki.

–Bardzo ładna zciebie króliczka– odezwała się dziewczyna.– Lubisz króliczki?

Lasy igóry zaczynały się kilka metrów od tego wielkiego pomieszczenia, wktórym ich zakwaterowano, amocne białe światło wniczym nie przypominało wszechobecnej wMendozie ochry. Ibardzo dobrze. Tego właśnie od kilku lat chciała, zmienić miejsce zamieszkania, ciało albo świat, cokolwiek, byle gdzieś się przenieść. Alina popatrzyła na „kentukiego”– tak to opisali na pudełku itak nazywali wksiążeczce zinstrukcjami. Stał na podłodze, podłączony do ładowarki przy łóżku. Kontrolka baterii wciąż jeszcze świeciła się na czerwono, awinstrukcji pisali, że pierwsze ładowanie powinno potrwać około trzech godzin. Tak że trzeba było poczekać. Wzięła zpółmiska mandarynkę izaczęła przechadzać się po pokoju, wyglądając co chwilę przez kuchenne okienko, żeby sprawdzić, czy ktoś wchodzi albo wychodzi zwarsztatów. Sven był wpiątym, nie zdążyła jeszcze go obejrzeć. Nigdy wcześniej nie towarzyszyła mu wżadnych zjego artystycznych stypendiów, toteż poruszała się bardzo ostrożnie, żeby nie przeszkadzać mu ani nie wkraczać wosobistą przestrzeń. Zamierzała zrobić wszystko, byle tylko nie żałował, że zaproponował jej wspólny wyjazd.

To on dostawał stypendia, to on jeździł wszędzie ztymi swoimi wielkimi monochromatycznymi drzeworytami, „przybliżał sztukę do ludu”, „łączył farbę zduszą”, „artysta zkorzeniami”. Ona nie miała żadnego planu, żadnego oparcia ani ochrony. Nie była pewna, czy zna samą siebie, ani nie miała jasności, co właściwie robi na tym świecie. Była jego żoną. Żoną mistrza, jak nazywano ją wmiasteczku Vista Hermosa. Więc jeśli wjej życiu miało się wydarzyć coś naprawdę nowego, nawet jeśli wydawać by się to mogło jakąś głupotą, tak jak właśnie odkrycie tych dziwacznych kentukich, musiała zachować to dla siebie, wkażdym razie dopóki nie będzie pewna, że rozumie, co właściwie robi. Albo dopóki nie będzie wiedzieć, dlaczego od samego przyjazdu do Vista Hermosa ciągle na wszystko patrzy ztakim zdziwieniem ibez przerwy stawia sobie pytania, co począć ze swoim życiem, żeby nuda izazdrość nie doprowadziły jej ostatecznie do obłędu.

Kupiła sobie kentukiego wOaxace, godzinę jazdy od miasteczka, po długim błąkaniu się między ulicznymi kramami imarkowymi sklepami pełnymi rzeczy, na które nie mogła sobie pozwolić. To znaczy, mogła– poprawiała samą siebie przy tego rodzaju myślach: umowa była taka, że ona będzie mu towarzyszyć podczas wyjazdów stypendialnych, aSven bierze na siebie koszty, tyle że zrobili jedną rundkę ijuż widziała, ile razy sprawdzał stan swojego konta, na przemian milcząc iwzdychając.

Na targu szła między kramami zowocami, przyprawami istrojami, starając się nie patrzeć na wiszące za nogi głową wdół gęsi ikury szarpiące się bezgłośnie, wyczerpane własną agonią. Kawałek dalej znalazła oszklony lokal, zaskakująco biały iczysty na tle tego ulicznego handlu. Automatyczne drzwi się uchyliły, weszła, akiedy się zasunęły, hałas zzewnątrz stał się nieco przytłumiony. Alinę ucieszył delikatny pomruk klimatyzacji ito, że ekspedienci wydawali się zajęci innymi klientami albo pracami porządkowymi: była bezpieczna. Zdjęła chustkę, poprawiła włosy izaczęła się przechadzać wśród sprzętu AGD, czerpiąc ulgę ztej przechadzki między tyloma przedmiotami, których nie potrzebowała. Minęła ekspresy do kawy idział zdepilatorami izatrzymała się kilka metrów dalej. Wtedy zobaczyła je po raz pierwszy. Było ich tam zpiętnaście, dwadzieścia, ustawione wstos wpudełkach. Nie były to zwykłe zabawki, to się rzucało woczy. Żeby klienci mogli im się przyjrzeć, kilka modeli wyjęto zpudełek, ale ustawiono je na tyle wysoko, że nie dało się dosięgnąć. Alina wzięła jedno zopakowań. Było białe iidealnie zaprojektowane, jak iPhone iiPad Svena, tyle że większe. Kosztowało 279 dolarów, niemało. Zabawki nie były ładne, ale miały wsobie jakieś wyrafinowanie, nie bardzo umiała to jeszcze rozgryźć. Co to właściwie było? Postawiła torbę na podłodze ipochyliła się, żeby dobrze się przyjrzeć. Obrazki na pudełkach prezentowały różne rodzaje zwierząt. Były tam krety, króliki, kruki, pandy, smoki isowy. Ale każde zwierzątko było inne, miały różne kolory iwykończenie, niektóre ucharakteryzowano. Bardzo uważnie przyjrzała się wszystkim pudełkom iostatecznie wyselekcjonowała pięć. Potem przeanalizowała tę piątkę iwybrała dwa. Teraz trzeba było podjąć decyzję, aona się zastanawiała, co to właściwie jest za decyzja. Na jednym pudełku napisano: „crow/krähe/乌鸦/cuervo/kruk”, ana drugim „dragon/drache/龙/dragon/smok”. Kamera kruka pozwalała widzieć wciemności, za to nie był nieprzemakalny. Smok był nieprzemakalny imógł zionąć ogniem, tyle że ani ona, ani Sven nie palili. Podobał się jej smok, bo wydawał się ciekawiej wykończony niż ptak, ale miała wrażenie, że kruk ma znią więcej wspólnego. Nie była jednak pewna, czy przy okazji tego zakupu powinna dokonywać takich porównań. Przypomniała sobie, że kosztuje to 279 dolarów, icofnęła się okilka kroków. Ajednak, zczego nagle zdała sobie sprawę, nie wypuściła pudełka zrąk. Kupi to tak czy inaczej ijuż, ito płacąc kartą Svena, już prawie słyszała jego westchnienia, kiedy będzie sprawdzał konto. Zabrała kruka do kasy, zastanawiając się, jak ta decyzja wpłynie na jej nastrój, idoszła do wniosku, że ten zakup może pewne rzeczy zmienić. Choć nie bardzo wiedziała co konkretnie ani czy wybrała właściwy egzemplarz. Obsługujący ją kasjer, ledwie podrostek, na widok kentukiego wjej rękach przywitał ją zwielkim zapałem.

–Mój brat takiego ma– powiedział– aja odkładam na swojego, są fantastyczne.

Takiego użył określenia, „fantastyczne”. Iwtedy po raz pierwszy zwątpiła, choć nie wsens zakupu, tylko wwybór kruka, ale uśmiechnięty chłopak wziął od niej opakowanie izeskanował kod kreskowy, który wydał wyraźny nieodwołalny dźwięk, dał jej kupon promocyjny na kolejne zakupy iżyczył miłego dnia.

Kiedy wróciła do Vista Hermosa, natychmiast po wejściu do pokoju zdjęła sandały irzuciła się na łóżko, wykładając stopy na poduszkę Svena. Pudełko zkentukim stało obok, wciąż jeszcze zamknięte, aona się zastanawiała, czy jeśli je otworzy, będzie mogła zwrócić towar. Po chwili zebrała myśli, uspokoiła się ipołożyła sobie pudło na kolanach. Zdjęła zabezpieczenia iotworzyła karton. Zapachniało technologią, plastikiem iwatą. Było wtym coś emocjonującego, ogarnęło ją cudowne uczucie, gdy rozwijała nowe fabrycznie zwinięte kable, zrywała folijki zdwóch różnych adapterów, dotykała jedwabistego plastiku ładowarki.

Odłożyła to wszystko na bok iwyjęła kentukiego. Pluszak był raczej brzydki, wielkie sztywne szaro-czarne jajo. Do brzucha przyklejono mu jak szeroki krawat żółty kawałek plastiku, który symulował dziób. Myślała, że ma czarne oczy, ale jak mu się lepiej przyjrzała, zdała sobie sprawę, że są zamknięte. Miał trzy kółka zgładkiej gumy– ukryte pod korpusem jedno zprzodu idwa ztyłu– oraz małe przywierające do tułowia skrzydełka, chyba częściowo ruchome. Może mógł nimi trzepotać albo machać. Ustawiła zabawkę na ładowarce iodczekała, aż zapali się kontrolka. Na początku tylko migotała, jakby szukała sygnału, apotem zaraz gasła. Alina się zastanawiała, czy trzeba to podłączyć do wi-fi, ale zajrzała do instrukcji iwyczytała– choć miała wrażenie, że było to też napisane na pudełku– że 4G/LTE włącza się automatycznie, aużytkownik musi tylko podłączyć kentukiego do ładowarki. Wcenie zawierał się roczny pakiet danych inie trzeba było niczego instalować ani konfigurować. Przez chwilę jeszcze siedziała na łóżku iczytała instrukcje. Wreszcie znalazła to, czego szukała: kiedy za pierwszym razem „pan” podłącza kentukiego do prądu, musi wykazać się „pańską” cierpliwością– trzeba zaczekać, aż kentuki podłączy się do centralnych serwerów iskonfiguruje zdrugim użytkownikiem, czyli zkimś zinnej części świata, kto chce „być” kentukim. Wzależności od szybkości połączenia czas oczekiwania szacowano na jakieś piętnaście do trzydziestu minut, żeby proces instalowania oprogramowania po obu stronach mógł przebiec pomyślnie. Uprasza się nie odłączać przez ten czas urządzenia. Lekko rozczarowana Alina znów zaczęła przeglądać zawartość pudełka. Odkryła, że prócz ładowarki iinstrukcji nie ma tam żadnych urządzeń do sterowania kentukim. Zrozumiała, że najpewniej działa autonomicznie– sterowany jest przez tamtego drugiego użytkownika– ale czy to znaczy, że nie może go nawet włączyć ani wyłączyć? Przejrzała spis treści winstrukcji obsługi. Ciekawiło ją, czy może mieć jakiś wpływ na dobór tego drugiego użytkownika, który ma być jej kentukim, żeby jakoś personalizować niektóre jego cechy, ale choć wiele razy przeglądała spis treści iniektóre strony, nie znalazła żadnych takich informacji. Odrzuciła niespokojnie książeczkę iposzła napić się czegoś zimnego.

Zastanawiała się, czy nie wysłać wiadomości do Svena, amoże nawet zajrzeć do jego warsztatu. Musiała sprawdzić, jak to wszystko się układa, bo parę dni wcześniej przysłali mu asystentkę, która miała pomagać wcałym procesie odciskania drzeworytów. To były wielkie rozmiarowo prace, więc wilgotny papier był zbyt ciężki dla jednej osoby. „To się odbija na wyrazistości linii”, protestował Sven, aż wkońcu właścicielka galerii wpadła na genialny pomysł, żeby załatwić mu pomocnicę. Prędzej czy później Alina będzie musiała zajrzeć do warsztatu isprawdzić, co tam się dzieje. Złóżka popatrzyła na wyświetlacz ładowarki: paliło się zielone światełko ijuż nie migotało. Usiadła przy urządzeniu zinstrukcją obsługi wdłoni iprzeczytała następny kawałek. Co chwilę zerkała na pluszaka, sprawdzając coś albo starając się zapamiętać różne detale. Spodziewała się czegoś wrodzaju japońskiej technologii najnowszej generacji, kolejnego kroku wstronę robota domowego, októrym czytała jako dziecko wniedzielnym dodatku do gazety, ale stwierdziła, że nie widzi tu niczego nowego: kentuki stanowił zwykłe połączenie pluszowej zabawki ztelefonem. Miał kamerkę, mały głośniczek ibaterię działającą od dwóch do jednej doby wzależności od intensywności użytkowania. Stary pomysł zestawiony znie taką nową wsumie technologią. Mimo wszystko miało to swój wdzięk. Alina pomyślała, że pewnie niebawem wytworzy się moda na takie stworki, więc po raz pierwszy przypadnie jej rola pionierki, która potem będzie zwyrozumiałością znosić entuzjazm nowych fanów. Nauczy się podstawowej obsługi, apóźniej nastraszy Svena, kiedy ten wróci. Coś do tej pory wymyśli.

Kiedy połączenie K0005973 wreszcie zostało nawiązane, kentuki podjechał kilka centymetrów wstronę łóżka, aAlina podskoczyła iwstała. Niby spodziewała się tego ruchu, ajednak ją zaskoczył. Kentuki wyjechał ze stacji ładującej, podjechał na środek pokoju itu się zatrzymał. Podeszła, zachowując pewien dystans. Obeszła go dookoła, ale pluszak się nie ruszał. Wtedy dopiero zauważyła, że zabawka ma otwarte oczy. Kamera jest włączona, pomyślała. Dotknęła nogawki dżinsów, które miała na sobie, prawdziwy cud, że akurat nie chodzi po pokoju wbieliźnie. Stwierdziła, że trzeba by to wyłączyć izastanowić się, co dalej, ale zdała sobie sprawę, że nie wie, jak to zrobić. Na kentukim ani na platformie dokującej nie było widać żadnych przycisków. Odstawiła go na podłogę iprzyglądała mu się przez chwilę. Kentuki też na nią patrzył. Naprawdę ma do niego przemówić? Gadać tak sama wpokoju? Odchrząknęła. Zbliżyła się jeszcze bardziej ikucnęła.

–Cześć– odezwała się.

Minęło kilka sekund ikentuki podjechał nieco wjej stronę. Co za głupota, pomyślała, choć tak naprawdę bardzo ją to zaciekawiło.

–Kim jesteś?– zapytała.

Chciała wiedzieć, jaki typ użytkownika jej przypadł. Jakiego rodzaju osoby wybierają „bycie” kentukim zamiast posiadania go. Przyszło jej do głowy, że to może być ktoś, kto czuje się samotny, ktoś taki jak jej matka, teraz na drugim krańcu Ameryki Łacińskiej. Albo stary śliniący się mizogin, jakiś zboczeniec, albo ktoś, kto wogóle nie rozumie hiszpańskiego.

–Halo?– zapytała.

Kentuki najwyraźniej nie mógł mówić. Usiadła znów przed nim isięgnęła po instrukcje. Wdziale „Pierwsze kroki” odszukała fragment zporadami na temat pierwszego kontaktu. Może będą tam propozycje pytań, na które da się odpowiedzieć „tak” albo „nie”, albo pojawią się jakieś podpowiedzi, na przykład, że na „tak” kentuki obraca się wlewo, ana „nie” wprawo. Czy użytkownik, który „jest” kentukim, ma taką samą instrukcję? Znalazła tam jednak tylko informacje techniczne, porady, jak dbać ourządzenie ijak je przechowywać.

–Zrób krok do przodu, jeśli mnie słyszysz– powiedziała Alina.

Kentuki podjechał kawałek wjej stronę, aona się uśmiechnęła.

–Cofnij się okrok, jak będziesz chciał powiedzieć „nie”.

Kentuki nie drgnął. Zabawne to było. Nagle zdała sobie sprawę, że wie, oco chce zapytać. Potrzebowała wiedzieć, czy to mężczyzna czy kobieta, ile ma lat, gdzie mieszka, czym się zajmuje, czym interesuje. Musiała tę osobę ocenić iszybko się przekonać, jakiego rodzaju człowiek trafił się jej jako kentuki. Zabawka stała wpatrzona wnią, być może paląc się do udzielania odpowiedzi, tak samo jak ona paliła się do stawiania pytań. Wtedy zdała sobie sprawę, że kruk będzie mógł swobodnie poruszać się wjej przestrzeni intymnej, będzie ją oglądał wcałości, pozna jej głos, ubrania, plan dnia, będzie mógł swobodnie krążyć po pokoju, awieczorem pozna jeszcze Svena. Aona będzie mogła tylko pytać. Kentuki może wcale nie odpowiadać, może też kłamać. Może powiedzieć, że jest filipińską uczennicą, atak naprawdę być irańskim potentatem naftowym. Mogło nawet dojść do wyjątkowego zbiegu okoliczności ijest kimś, kogo Alina zna, lecz on nigdy się do tego nie przyzna. Natomiast ona będzie musiała odsłonić przed nim całe swoje życie, otworzyć się tak bardzo jak wdzieciństwie przed biednym kanarkiem, który zdechł, ciągle na nią patrząc zwnętrza wiszącej wpokoju klatki. Kentuki zapiszczał iAlina spojrzała na niego, marszcząc brwi. To był metaliczny pisk, jakby krzyk jastrzębia przez metalową rurę.

–Chwilkę– odpowiedziała.– Muszę pomyśleć.

Wstała, podeszła do

Top Articles
Latest Posts
Article information

Author: Horacio Brakus JD

Last Updated: 04/05/2023

Views: 5933

Rating: 4 / 5 (51 voted)

Reviews: 90% of readers found this page helpful

Author information

Name: Horacio Brakus JD

Birthday: 1999-08-21

Address: Apt. 524 43384 Minnie Prairie, South Edda, MA 62804

Phone: +5931039998219

Job: Sales Strategist

Hobby: Sculling, Kitesurfing, Orienteering, Painting, Computer programming, Creative writing, Scuba diving

Introduction: My name is Horacio Brakus JD, I am a lively, splendid, jolly, vivacious, vast, cheerful, agreeable person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.