Mleko krew żar
I. Potwory
– Różowy to właściwy kolor dla dziewczynek – mówi Kiera, więc nacinają sobie dłonie ipatrzą, jak krew skapuje dopłytkiej miseczki zmlekiem, abarwa powoli rozchodzi się napowierzchni, naktórej wykwitają małe czerwone kwiatki.
Ava uważnie przygląda się przyjaciółce: ta spokojnie trzyma dłoń – jakby przyzwyczajona, bysię ciąć – ablask słońca wpada przez kuchenne okno iwypełnia jej loki światłem. Usta Kiery tworzą wąską prostą kreskę, zato oczy są duże, zielonożółte, nieruchome. „Dziwne oczy” – mówi zawsze matka Avy ztym samym grymasem, zktórym zazwyczaj wyciąga kłębki włosów zodpływu wwannie.
Dziewczynki są uKiery, ponieważ jej rodzice wierzą w„swobodę ekspresji”: pozwalają dzieciom wspinać się podrzewach, łapać żaby, leżeć napodłodze wsalonie napoduchach ściągniętych zkanapy, oglądać kreskówki ibez końca objadać się słodkimi płatkami zmetalowych misek. Wdomu Avy są nazywane chłopczycami, leniuchami, igrają nanerwach jej matce. Ona bowiem nie akceptuje Kiery, jednak dziewczynki itak oddwóch miesięcy się przyjaźnią – dokładnie odkońca sierpnia, kiedy zaczęła się ósma klasa, aKiera podeszła doAvy podczas wuefu ipowiedziała: „Mam wrażenie, żetonę”, ichoć wpobliżu nie uświadczyłeś żadnej wody, Ava zrozumiała, ocochodzi. Sama czasami czuła się podobnie – ciężar, brak powietrza – itrudno było jej otym rozmawiać, szczególnie zmatką. Próby nazwania emocji przypominały mozolne wyciąganie słów ztrzewi, jedno pełne wiadro zadrugim, ale nigdy nie znaczyły one tego, conaprawdę chciała wyrazić.
To jedna zwielu różnic między dziewczynkami – żeprawda onich zmienia się wzależności odtego, która matka ją wypowiada – dlatego Ava często się zastanawia, czy te różnice istnieją tylko dlatego, żeKiera jest biała, czy chodzi ocoś więcej. Coś pod skórą. Wtym roku pojawiła się uniej obsesja napunkcie dwoistości, patrzenia najedną rzecz nadwa sposoby: oczy Kiery, dziwne iczarodziejskie; jej własny smutek, jednocześnie wymyślony inamacalny.
–Weź łyżkę – mówi Kiera, Ava wyjmuje więc zszuflady dużą łyżkę cedzakową.
Miesza mleko ikrew, ażnabiorą pożądanego odcienia: różu warg Kiery, miękkiej, pełnej nadziei barwy. Przytykają kolejno miseczkę doust, łyk połyku, ażzostają tylko męty. Wierzchem przedramienia ocierają zbuzi różową piankę iprzez chwilę siedzą nieruchomo, wpowadze tego, coprzed chwilą zrobiły.
–Siostry krwi – mruczy Ava, czując znów coś, czego nie potrafi wyjaśnić, rozciągnięcie wczasie.
Wyobraża sobie, żekrew Kiery wchłania się dojej organizmu, przechodząc przez błonę śluzową jelita cienkiego, iprzyjmuje się tak, żepochwili nie ma różnicy między krwią przyjaciółek.
–Siostry krwi – powtarza Kiera izostawia miskę, łyżkę oraz nóż wzlewie. Matka pozmywa.
Oto godzina sądu – aprzynajmniej to właśnie krzyczą, pędząc wstronę zbiornika retencyjnego zadomem Kiery. Kiedy biegną, wzbijają rozkopane butami kępki trawy irozszczekują psy zsąsiedztwa. Wrzucają dostawu małe kamyki. Patrzą, jak płoszą się kijanki, iliczą „kaczki” nawodzie.
–Wiejcie, maluchy – mówi Kiera gardłowym, piskliwym głosem aktorki zkiepskiego horroru.
Napłyciźnie Ava stąpa ciężko ipowarkuje; nie zdjęła tenisówek, skarpetki ma pełne stawu, woda pluszcze między palcami. Jest potworem Frankensteina. Jest królową wampirów. Jest odniedawna trzynastolatką, opróżnioną inapełnioną ponownie jadem oraz kurzawą marzeń. Odrzuca głowę dotyłu iwyje, wyje dosłońca, udając, żeto dziwny płonący księżyc iżenie ma świata innego niż ten, wktórym znajdują się zKierą.
Kiera ciężko opada nabrzeg, siada zpodciągniętymi nogami irękami ułożonymi nakolanach, obserwuje Avę.Jej dłonie zwisają zmałych nadgarstków niczym pazury. Śmieje się, gdy Ava dla niej pozuje, wysuwa biodra pod niemożliwymi kątami imocno zaciska powieki. Kiera udaje, żerobi zdjęcia, układa palce wkadr, kładzie się nabrzuchu, bymieć lepsze „ujęcie”.
–Seksowny zciebie potwór! – woła, pikując nad krawędź zbiornika, byzrobić udawane zbliżenie, irozchlapuje wodę tak, żekropelki naułamek sekundy zawisają wpowietrzu, tworząc małe tęcze. – No dawaj! Powiedz to!
–Jestem seksownym potworem! – powtarza Ava iszczerzy zęby.
Kiera ciągnie ją zaręce, upadają natrawę, tworząc chichoczący dziewczęcy stos. Łapią oddech iczekają. Ażich serca przestaną walić, ażciepło odpłynie zpoliczków. Czekają, ażwycie, któremu nie dają ujścia, ucichnie. Nigdy nie cichnie. Ale uspokaja się, zmienia się wsenne mruczenie żyjące wklatkach piersiowych iwpajęczynie ich palców.
Ava wie, żenaprawdę jest potworem, aprzynajmniej tak się czuje – nienaturalnie, obco wewłasnym ciele. Zanim skończyła trzynaście lat, nie zdawała sobie sprawy, żepustka to coś, comożna nosić wsobie. Tylko kto ją tam włożył? Czasami się zastanawia, czy kiedykolwiek się jej pozbędzie, akiedy indziej czuje, żenie chce jej nigdy oddawać. Ma ją nawłasność.
Kiera podnosi się iprzeciera mokry wierzch tenisówek Avy.
–Mama cię zabije.
Dziewczynki idą dalej boso, kryjąc się wcieniu niewielkiego lasku zastawem, stąpają pochłodnej grząskiej ziemi. Nie krzyczą, kiedy ostre końcówki połamanych gałązek lub czubki żołędzi wbijają się wmiękką skórę podeszew. Zaciskają zęby iidą dalej. Przełykają ból.
Napolanie, naktórej przebija się słońce, znajdują martwego kardynała, czerwonego iidealnego, leżącego naplecach znóżkami zwiniętymi wpowietrzu niczym delikatne małe wieże szachowe.
–Nie dotykaj go – mówi Kiera, zniżając się tak bardzo, żeczubek zgiętego piórka niemal muska jej nos. – Ptasia grypa. – Mimo to obie się schylają, kucając, spijają śmierć.
Ava ma ochotę przeciągnąć palcem pomiękkich czarnych piórkach otaczających dziób. Zazdrości ptakowi otwartego pustego oka, całkowitej nieruchomości małego ciała. Nawet tego zgniłego, słodkiego zapachu. Kładzie się obok, zgłową przy ptasiej główce, iwpatruje się wposzarpany fragment nieba. Wyobraża sobie, żeczuje spokój. Kiera również się kładzie ileżą tak, dopóki słońce nie zatonie zasosnami, pogrążając świat wchłodnym złocie ileśnej zieleni.
Kiedy tego wieczoru matka odbiera Avę, natychmiast zaczyna się jej przyglądać – szuka rozczochranych włosów, jakichś śladów, dowodów nanieodpowiedzialne zachowanie. Zatrzymuje wzrok nabutach. Odzywa się przesłodzonym głosem, słowa wymawia wyraźnie, znamysłem, jakby mówiła językiem, który zna, ale tego żałuje. To głos używany donagrań naautomatyczną sekretarkę lub podczas spotkań zobcymi wsytuacjach zawodowych. Włącza go, byrozmawiać zbiałą matką przyjaciółki swojej córki.
–Dziękuję zaopiekę – mówi zuśmiechem, ale oczy pozostają niezapalonymi węgielkami.
Matka Kiery sprawia wrażenie drżącego, przezroczystego zjawiska stojącego wdrzwiach, czegoś ulotnego ichłodnego napoliczku Avy.
–Ależ my uwielbiamy, gdy Ava nas odwiedza – mówi, ajej miękki jak puch głos wydaje się prawdziwy, szczery ażdomdłości.
–Dlaczego masz takie brudne tenisówki? – pyta matka Avę, gdy tylko pozamknięciu drzwi ruszają dosamochodu. – Dlaczego zakażdym razem, kiedy odbieram cię zdomu tej dziewczyny, wyglądasz tak niechlujnie? Oboje jej rodzice są wdomu inie potrafią was przypilnować?
AAva nie odpowiada, bosłowa itak nie oddadzą tego, conaprawdę myśli.
II. Zabawy
Między nimi są jeszcze inne różnice: Ava jest ładniejsza, ale bardziej brązowa, więc często pozostaje niezauważona; Kiera pierwsza zaczyna krwawić, dostaje okres wśrodku nocy, budzi ją ostry ból brzucha iciemne skrzepy krwi naudach – dzięki temu Kiera zmienia się wkobietę, aAva pozostaje dziewczynką; kiedy Kiera mówi, żejej smutno, matka sugeruje jej zbadanie swoich uczuć, lecz kiedy Ava wyraża to samo, jej matka tylko robi zmęczoną minę izbywa ją: „Dziecko, idź się pobawić”.
Bawi się więc. Bawi się wtonięcie wwannie: wstrzymuje pod wodą oddech, nie zamykając oczu. Bawi się wwisielca nagałęzi biało nakrapianego platana obok domu, mocno trzymając się drzewa, wbezwładne kołyszące się ciało, dopóki nie zmęczy się inie spadnie. Bawi się w„ajeśli?”: „Co, jeśli wpadnę pod ten samochód? Ajeśli jutro się nie obudzę?”. Nie robi tego naserio, nie myśli otym.
Kiera również lubi takie zabawy, ale ona mówi ośmierci, jakby miała dziewięć żywotów. Jakby wtej ostatecznej chwili mogło pojawić się okienko znapisem „kontynuować?”, anaekranie zamigotałyby odliczające wdół cyfry nakłaniające dorestartu. Dziewczynki lubią przerzucać się pytaniami, naprzykład kiedy uczą się rodzajów skał nazajęcia znauki oZiemi albo bawią się wdom lalkami Kiery.
–Jak byto było utonąć wbasenie?
–Jak byto było, gdyby ktoś pokroił cię nakawałki ischował pod materacem?
–Jak byto było zostać zakopaną?
–Żywcem?
–Nie, już pośmierci.
Ava najczęściej wyobraża sobie ten ostatni scenariusz, rozważa go znamaszczeniem, zjakim inne dziewczynki rozmyślają opierwszym balu. Miejsce ostatniego spoczynku? Wyłożona białym atłasem trumna, bladoróżowe róże. Aksamitna niedzielna sukienka, wktórą matka oblecze jej ciało, znienawidzone skarpetki zszerokimi koronkowymi falbankami, które przypominają ozdobny kołnierz klauna. Tak naprawdę Avę ciekawi nie sama śmierć, ale myśl otym, jak jej nieobecność wpłynie naświat. („Aco, jeśli matka nie będzie płakać?”). Czy matka Avy będzie sobie wyobrażać córkę leżącą pod ziemią, białe larwy łażące pojej głowie, wciąż delikatnej skórze iświeżych młodych piersiach, które zczasem zgniją?
Ava iKiera przywiązują szpagatem zaszyje swoje Barbie izwieszają je zdachu domku dla lalek. Patrzą, jak wirują ściągnięte palce ustóp.
III. Nad basenem
Żadna zdziewczynek nie chce iść naodbywające się pod koniec roku szkolnego przyjęcie urodzinowe zokazji trzynastych urodzin Chelsea Zucker, ale matka Avy dostała zaproszenie odmatki solenizantki ikazała córce iść.
–Musisz mieć też inne koleżanki – orzekła istanęła przed Avą zwysuniętym biodrem, zasysając całe powietrze iświatło wjej pokoju.
Ava wogromie swojej matki czuła się stłamszona, ale jednocześnie większa. Chciałaby ucałować tę ciepłą brązową twarz. Uderzać wnią, ażzapieką dłonie.
–Nie potrzebuję nowych koleżanek – mruknęła Ava, wiedząc, żewalki nie będzie, bojuż ją przegrała.
–Skarbie – odparła matka ilekko się zaśmiała, ujmując podbródek córki. – Nie masz pojęcia, czego potrzebujesz.
Ava powiedziała Kierze, żemusi iść naprzyjęcie, które odbywało się nad basenem, whotelu Embassy Suites wcentrum miasta. Rodzice Chelsea zapłacili zadwupokojowy apartament, gdzie dzieci mogły spać poimprezie, obiecali też matce Avy, żebędą tuż obok. Zaproszono również kilka innych dziewczynek zklasy, ale Kiery matka nie zmuszała douczestnictwa.
–Chelsea jest nudna. Jak sądzisz, dlaczego jej mama musiała zaprosić prawie całą ósmą klasę, żeby ktoś przyszedł? Ale skoro idziesz,to ja też pójdę – szlachetnie zaoferowała Kiera. – Jesteśmy siostrami, pamiętasz? – Krwawe nacięcie, blask słońca woknie. Rzewny, śliczny róż. Ava ledwie poczuła pieczenie, kiedy ostrze przecięło jej dłoń.
Hotel uważano zajeden znajładniejszych wJacksonville, ale dziewczynki są dość duże, bywiedzieć, żeto niewiele znaczy. Starszy kuzyn Avy pracował tutaj napół etatu jako sprzątacz – wyrzucał śmieci, uzupełniał szampony wmałych buteleczkach, poznał brzydkie zwyczaje innych ludzi, gdy klęcząc, zmieniał pościel wich łóżkach. Mówił, żegoście wszędzie są obrzydliwi bez względu naliczbę gwiazdek hotelu, inie został tam długo.
Basen szelmowsko lśni fabrycznym błękitem, jego głębi strzegą grubi zaczerwienieni urlopowicze. Wyglądają jak przebiegłe gorgony tylko udające, żeśpią, atak naprawdę gotowe obedrzeć dzieci zeskóry. Jakieś maluchy pluskają się napłytkim końcu, rozwrzeszczane iwogóle nieskrępowane swoim zachowaniem, Ava myśli, żewszyscy naprzyjęciu – nawet Kiera – napewno zazdroszczą dzieciakom. Trzynaście lat: zadużo, żeby tak się bawić, zamało, bywiedzieć, coinnego robić. Pozostałe koleżanki zabijają czas wjedynym kawałku cienia, siorbiąc poncz owocowy zprzezroczystych plastikowych kubków. Ava iKiera zległy najednym leżaku, słońce pali je wplecy. Nachylają się kusobie ispiskują. („Amoże uciekniemy?”). Ignorują wszystkich pozostałych.
Naprzyjęcie przychodzi tylko sześć innych koleżanek, większość to chuchra zpierwszymi pryszczami icienkimi włosami; cieszą się, żektoś je wogóle zaprosił, zwyjątkiem Marisol, ładniejszej imilszej odwszystkich – ona chce się ubiegać zarok ofunkcję przewodniczącej. Kiera przewraca oczami. „Głupki”.
Nażądanie pani Zucker Kiera iAva dosiadają się dozatłoczonego kamiennego stołu przy basenie. Patrzą, jak ojciec Chelsea maszeruje wich stronę, niosąc prostokątny tort zzapaloną trzynastką. Ależ głupio wygląda, śpiewając tak przez uśmiech. Ramiączka strojów ześlizgują się dziewczynkom zramion, nalinii włosów lśnią kropelki potu, chlor znaczy wilgotne wiosenne powietrze tak, jak lubi Ava.Wywrzaskują Sto lat dla Chelsea, która mimo słabych włosów ichudych nóżek ładnie wtej chwili wygląda, promienieje, świadoma, żeteraz jest tu najważniejsza.
Kiera iAva właściwie nie śpiewają, więc Ava może przyjrzeć się ubranej wdwuczęściowy kostium Marisol: ona ma już krągłości, jej brzuch stracił dziecięce fałdki izrobił się płaski. Włosy Marisol są wciąż długie, ciemne ilśniące opadają naplecy. Napewno jest już kobietą – myśli Ava, wyobrażając sobie, gdzie jeszcze Marisol ma owłosienie.
–Ale dziecko – szepcze Kiera, kiedy Chelsea zdmuchuje świeczki. Mówi tak, mając namyśli późne urodziny koleżanki.
Wszyscy inni zdążyli już skończyć trzynastkę, większość jest bliżej kolejnego roku. Kiera skończy czternaście lat pod koniec lata, Ava – kilka tygodni później.
–Normalnie zygota – odszeptuje Ava, wdzięczna zachoćby tę małą nad kimś przewagę.
Marisol odwraca się igapi – przez coAva czuje się jak oskubany ptak – apotem klaszcze solenizantce.
–Brawo, Chels! – wiwatuje.
–Darujmy sobie – mówi Kiera, odwzajemniając spojrzenie Marisol, choć ta raczej niczego nie zauważa.
Pozostałe koleżanki tłoczą się wokół Chelsea, której matka zaczyna rozdawać prezenty, rozpływa się nad ozdobnym papierem ikomplementuje dobry gust dziewczynek – taki dojrzały.
Kiera łapie Avę zarękę iruszają dopana Zuckera, który plastikowym nożem kroi tort tak krzywo, żeniektóre kawałki przypominają trapezoidy.
–Panie Z. – jęczy Kiera, łapiąc się zabrzuch izginając się wpół. – Słabo się czuję. Chyba muszę się położyć.
Ojciec Chelsea dziwnie im się przygląda iAva stawia się najego miejscu: dwie dziewczynki odpoczątku przyjęcia cały czas robiące niezadowolone miny, kapryśne, niemal podorosłemu poważne. Sprawiają, żemężczyzna czuje się nieswojo.
–Nie chcecie tortu? – pyta, jakby cukier ikrem stanowiły panaceum nakażdą chorobę. Antidotum nadysforię dorastania.
Kiera wyczuwa jego słabość jak krew wwodzie. Nachyla się, jakby zdradzała mu jakąś tajemnicę.
–Panie Z... wie pan, chodzi okobiece sprawy – mówi. Czarodziejskie słowa.
Pan Zucker wyjmuje zkieszeni klucz, wciska go wdłoń Avy idodaje dwie porcje kremowego tortu napapierowych talerzach.
–Jasne, idźcie nagórę. Zaraz wyślę Mary, żeby... dowas zajrzała.
–Dzięki, panie Zucker – mówi Ava, poraz pierwszy się uśmiechając. Widzi, żewcale go to nie uspokaja, itrochę ją to cieszy. – Zaopiekuję się nią.
Nie idą dopokoju; Ava zna inne miejsce, wktórym mogą być same.
–Kuzyn pokazał mi je kiedyś, gdy przyszłam tu znim powypłatę – wyjaśnia Kierze. – Drzwi zamykają nakod, ale ponoć nigdy go nie zmieniają.
–Gdzie teraz jest twój kuzyn?
–Hoduje trawkę wKolorado. Wszyscy są wściekli, ale on twierdzi, żezarabia natym kupę kasy.
Jadą windą nadziesiąte piętro, Ava prowadzi Kierę donieoznaczonych drzwi wiodących nadach. Widać stąd całe centrum, podzielone ipoukładane, rozciągające się wokół wserii nijakich beżowych iszarych budynków tylko nieco wyższych niż hotel; woddali nad Rzeką Świętego Jana góruje niebieski most, azdrugiej strony błyska kilka smukłych szklanych wież. Avę to miejsce – jej dom – brzydzi, ale też ekscytuje, jakby patrzyła naświat, który może zmieścić wdłoni, wktórym króluje, ma światło nawłasność iżadna matka nie może jej wmawiać, czego potrzebuje.
Jedzą tort rękami ispuszczając nogi zdachu, patrzą naczubki głów gości, którzy wchodzą dohotelu izniego wychodzą, ciągnąc walizki ipięcioro czy sześcioro dzieci; słuchają nieokreślonego gwaru życia innych ludzi. Ztej wysokości Ava nie potrafi stwierdzić, czy ktokolwiek znich jest szczęśliwy, czy rzeczywiście zwiekiem coś zmienia się nalepsze.
–Jak byto było zostać zmieloną wmaszynce domięsa? – pyta Ava.
Kiera naśladuje przewracanie kiełbaski napatelni.
–Wyobrażasz sobie? Jak ktoś smaży cię naśniadanie?
–Mniam – rzuca Ava.
–Ajak byto było zostać ściętą? Jak Anna Boleyn? Rach-ciach ipogłowie!
Przerzucają się tak, tracąc poczucie czasu, iprzez kilka chwil to naprawdę jest świat, wktórym istnieją tylko wedwie. Idealne miejsce.
–Powinnyśmy wracać – mówi Ava iwstaje – zanim wezwą policję.
–Masakra – syczy Kiera irównież wstaje.
Wydaje się skonsternowana, spogląda narozsiane dachy, jakby coś zobaczyła, ale nie wiedziała, nacopatrzy. Spuszcza swój papierowy talerzyk znad krawędzi, Ava robi to samo, obserwują, jak powoli, pięknie, tekturki opadają naziemię. Ava odwraca się, byzejść.
Zza jej pleców odzywa się Kiera:
–Jak byto było spaść zdachu?
Ten obraz przemyka przez głowę Avy: pęd powietrza, łamiące się kości, czerwony grudkowaty rozprysk. Makabra. Odwraca się gwałtownie, żeby podzielić się tym słowem zKierą, ale widzi tylko rozciągające się błękitne – prawdziwie bosko błękitne – niebo nad brzydkimi budynkami.
Nadole ktoś zaczyna krzyczeć.
Ava czuje, jak jej ciało ciągnie ją nakrawędź dachu. Imię Kiery utknęło gdzieś wgardle. Płuca się skurczyły, krew napływa dogłowy niczym trzepot skrzydeł. Stopy samowolnie podążają naprzód, awśrodku budzą się dwa sprzeczne pragnienia: uciec, ale też wszystko zobaczyć.
Ava wychyla się przez krawędź ipatrzy.
IV. Pytania iodpowiedzi
Pytanie: Dlaczego?
Apod tym pytaniem tylko inne. Niektóre sensowne, ale wszystkie smutne.
Corobiłyście nadachu? Jak się tam dostałyście? (Czy nie wychowałam cię namądrzejszą?). Czy mówiła, żejest nieszczęśliwa? Czy zrobiliśmy coś złego? Czy była nanas ocoś zła? Jak to się mogło stać? (Dlaczego was nie pilnowano?). Czy się pokłóciłyście, czy ją popchnęłaś? (Oskarża pani moją córkę?). Acomamy myśleć? Dlaczego jej nie powstrzymałaś? (Jak ona mogła?). Dlaczego dziecko miałoby...? Jak dziecko mogłoby...? Czy to nasza wina...? Coteraz zrobimy? Jak mamy teraz żyć?
Kiedy karetka odjeżdża (bez sygnału), policja kończy zbieranie zeznań iwszyscy otrząsają się wkońcu zszoku, wracają dodomów. Ava obraca się natylnym siedzeniu samochodu, patrzy, jak hotel znika ztyłu wciemności. Zeznała wszystko, cowiedziała, oprócz tego, czego bynie znieśli, czego lepiej jest nie mówić. Żewśród tych wszystkich możliwych isprzecznych prawd jest mniejszy, dużo prostszy powód, dla którego Kiera skoczyła.
Odpowiedź: Chciała wiedzieć, jakie to uczucie.
V. Krew
Dostaje okres, leżąc wwannie, trzy dni potym, jak pochowano Kierę. Krew jest ciemna,to więcej niż krew, nawodzie podskakują gęste czerwone kształty. Wbrzuchu Avy iwdolnej części pleców pulsuje tępy ból, ale on teraz nic nie znaczy. Nie ma zkim go porównać. Chodziło przecież oekscytację konfrontacji zKierą, byprzez moment poczuć, żesą takie same. Ale Kiera zawsze musiała być pierwsza wewszystkim, corobiły, nawet wtym. Ava zdaje sobie sprawę, żechoć to ona lubiła bawić się wśmierć, ta stała się własnością Kiery.
Kiera była jedyną osobą, która kiedykolwiek naprawdę ją rozumiała. Rozpoznała wtwarzy Avy coś, coona także czuła icopotrafiła nazwać. („Mam wrażenie, żetonę”). Kto teraz ją zrozumie? Przecież nie matka, przy której Ava milczy, bogdyby się odezwała, musiałaby wrzasnąć – wybuchłaby wyciem, niepowstrzymaną wibrującą trucizną. Matka przy niej tego nie powiedziała, lecz Ava podsłuchała jej rozmowy zeznajomymi: „Jeśli odczasu doczasu sprawialiby temu dziecku lanie, może teraz byżyło”.
Ava bierze długi, powolny wdech isię zanurza. Nie otwiera oczu, ciało osiada naporcelanowym dnie; serce nieustająco wali,to odgłos iuczucie wypełniające wannę – pocieszające, rozczarowujące, absolutne. Czy może być jak Kiera? Otworzyć usta, wpuścić donich wodę ikrew?
Ale zamiast ust otwiera oczy iwidzi stojącą nad sobą matkę, która ją obserwuje, twarz nad wodą jest niewyraźna. Ava podrywa się gwałtownie, połykając wzaskoczeniu trochę wody, isię krztusi. Matka schyla się, mocno łapie córkę zaramiona. Ma silny uścisk, nawet przez strużki spływające porękach Avy.Ściska ją, zmusza, byspojrzała jej woczy.
–To jest nazawsze. Słyszysz mnie? – pyta, aAva poraz pierwszy, odkąd skończyła trzynaście lat, widzi wtwarzy matki jakieś pojęcie, odrobinę świadomości.
(„Ajeśli rozumiała mnie odpoczątku?”). Ta nowa myśl przeszkadza, odblokowuje coś wśrodku, gorące łzy zaczynają płynąć szybko, zmocą opróżniającej się próżni. Ava siada, otrząsa się, palce matki trzymają mocno ramiona,to dobrze, żeboli.
–Już dobrze – mówi matka. – Wyrzuć to zsiebie.
Matka bierze ręcznik, stawia Avę pionowo, wyciera ją, pokazuje, jak używać podpasek, apotem prowadzi dosalonu. Sadza córkę między swoimi nogami, rozplątuje jej włosy inatłuszcza skórę głowy, masując pewnymi ruchami palców. Zaplata włosy wkoronę iprzez cały czas nic nie mówi, pozwalając Avie płakać. Avę ciekawi to nowe uczucie, wrażenie pęknięcia – jakby mała, duża rzecz działa się gdzieś wjej środku, robiła miejsce.
–Tak mi smutno, mamo – mówi. Ichoć to słowo nie oddaje tego, cochciałaby wyrazić,to kiedy matka kładzie obie dłonie naoczach Avy, łapiąc wilgoć isól zjej łez, Ava czuje, żematka dokładnie wiedziała, coma namyśli.
Kiedy ludzie pytają, cosię stało zjej przyjaciółką – zawsze, gdy wspomina Kierę, opowiadając ojakiejś głupocie, którą razem robiły, przywołuje nudne rzeczy, które nikogo nie zabolą – wraca myślami dotamtej lekcji wuefu, kiedy się poznały. Kiedy pytają: „Jak umarła twoja przyjaciółka?”, odpowiada: „Utonęła”.
Zczasem namyśl oKierze nie wraca już dowidoku połamanego ciała nahotelowym chodniku, amyśli oniej często, szczególnie wtakich chwilach, kiedy nazawsze jest pierwsza ijedyna: pierwszy haj, pierwszy wypadek samochodowy, pierwszy seks. (Ten konkretny fragment poczucia winy zostanie iwygładzi się wcoś przypominającego spokój). Wnoc poślubną będzie tańczyć przytulona doswojego męża – mężczyzny, którego chyba kocha, choć nie jest tego pewna. Mężczyzny, który ją widzi inie próbuje wmawiać jej, czego potrzebuje. Kołysząc się blisko siebie, ich ciała generują swobodne ciepło, aAva przypomni sobie dzień niedaleko końca trzynastki.
Wdzień czternastych urodzin przyjaciółki zakradła się napodwórko domu Kiery iposzła nad staw, bypopatrzeć nazachodzące słońce, wodę ipłonące różem niebo; stanąć natym samym brzegu, zktórego wspólnie straszyły kijanki, gdzie śmiały się iwygłupiały. Miejsce, wktórym one – dwie dziewczyny potwory – miały nawłasność cały świat. Kiedy słońce ześlizgnęło się zakrawędź horyzontu, Ava wróciła tak samo, jak przyszła, potykając się podrodze doogródka, przy ciemniejącym niebie icałkowitej ciszy, dopóki nie usłyszała przelotnego, zduszonego dźwięku przecinającego zmierzch. Mama Kiery siedziała należaku wkącie ogrodu, ztwarzą ukrytą wdłoniach, owinięta szlafrokiem, odsłaniając jedno mleczne, pokryte niebieskimi żyłkami udo.
Dotego obrazu Ava wraca wnoc poślubną iwwiele innych nocy: idzie wstronę matki Kiery; staje przed nią ikładzie dłoń najej ramieniu; całe ciało wydaje się wklęsłe, jakby zjadało się odśrodka. Będzie myśleć otym, jak rozsunęła szlafrok iprzycisnęła się ciałem dodrugiego ciała, adwie skóry zassały się wmiejscu dotknięcia, tworząc pieczęć. Izostała tak, wmilczeniu, gdy czas zapadał się wokół nich. Zastanawiała się, czy matka Kiery czuje krew swojej córki głośno płynącą wżyłach Avy – wyjący, sprawczy żar.
[...]
Wydawnictwo Pauza powstało jesienią 2017 roku
na Saskiej Kępie wWarszawie. Zrodziło się zpasji –
do czytania idobrej prozy zagranicznej.
Pauza specjalizuje się wliteraturze zwyższej półki,
która wciąga, pochłania, wywołuje emocje.
Czytelnicy znajdą unas znane inagradzane książki
z całego świata, ale też mocne debiuty literackie.
Mleko krew żar to pięćdziesiąta piąta książka
Wydawnictwa Pauza.
Wcześniej ukazały się:
2018
Legenda osamobójstwie – David Vann
Pierwszy bandzior – Miranda July
Nasz chłopak – Daniel Magariel
Historia przemocy – Edouard Louis
Tirza – Arnon Grunberg
2019
Pasujesz tu najlepiej – Miranda July
O zmierzchu – Therese Bohman
Piękna młoda żona – Tommy Wieringa
Czekaj, mrugaj – Gunnhild Øyehaug
Floryda – Lauren Groff
Przyjaciel – Sigrid Nunez
Madame Zero iinne opowiadania – Sarah Hall
Mój rok relaksu iodpoczynku – Ottessa Moshfegh
Brud – David Vann
Koniec zEddym – Edouard Louis
2020
Zgiń, kochanie – Ariana Harwicz
Linia – Elise Karlsson
Nocny prom doTangeru – Kevin Barry
Ta druga – Therese Bohman
Dorośli – Marie Aubert
Turbulencje – David Szalay
Nikolski – Nicolas Dickner
Fauna Północy – Andrea Lundgren
Witajcie wAmeryce – Linda Boström Knausgård
Pełnia miłości – Sigrid Nunez
Przejście – Pajtim Statovci
Niebieska Księga zNebo – Manon Steffan Ros
Dziennik upadku – Michel Laub
2021
Halibut naKsiężycu – David Vann
Zabierz mnie dodomu – Marie Aubert
Utonęła – Therese Bohman
Koniec dnia – Bill Clegg
Sempre Susan. Wspomnienie oSusan Sontag – Sigrid Nunez
Tęsknota zainnym światem – Ottessa Moshfegh
Ostatnie stadium – Nina Lykke
Niepoprawna mnogość – zbiór opowiadań pod redakcją Lucy Caldwell
Wyznanie – Domenico Starnone
Za otrzymane łaski – Valeria Parrella
Trzymam wilka zauszy – Laura van den Berg
Kto zabił mojego ojca – Edouard Louis
Archiwum zagubionych dzieci – Valeria Luiselli
2022
Komodo – David Vann
Londyn – David Szalay
Wyspa kobiet – Lauren Groff
Wizyta – Katharina Volckmer
Ostatni wywiad – Eshkol Nevo
Strega – Johanne Lykke Holm
Intymności – Lucy Caldwell
Coś nie tak. Kobiecość iwstręt – Eimear McBride
Pomniejsi wędrowcy – Eimear McBride
Dla Rouenny – Sigrid Nunez
Zmagania imetamorfozy kobiety – Edouard Louis
2023
Odmawiam myślenia – Lotta Elstad
Elmet – Fiona Mozley